26 lipca 2014

Vegan podróże małe i duże.

26 lipca 2014


Wegański marmurkowy chlebek bananowy z tego przepisu: yummly (dodałam orzechów, migdałów i rodzynek do ciemnej masy), wafle ryżowe, banany, migdały i żelazo z witaminą B12. Dojdą jeszcze kanapki z razowego chleba z pomidorem.
Zwarta i gotowa na Woodstock :D

21 lipca 2014

Jak przez mgłę, czyli droga na Śnieżkę.

21 lipca 2014




Wybierając górskie szlaki w kierunku Śnieżki, zdecydowaliśmy się na przejście jednego dnia z Karpacza do Schroniska Samotnia położonego nad jeziorem i powrót tą samą drogą. Któregoś z następnych dni, mieliśmy już wspiąć się na samą Śnieżkę. Pogoda była jednak kapryśna - lało jak z cebra, codziennie w innej części dnia.
Dwudniowe oczekiwanie, ze zwiedzaniem Karpacza przy okazji, pozwoliło mi na zaoszczędzenie odrobiny czasu na bieganie. O tak, zdecydowanie kocham górskie biegi najbardziej na świecie. Nawet idąc szlakiem w towarzystwie rodziców i brata, nie wytrzymywałam i czasami przetruchtałam kawałek. Widząc ludzi startujących dwunastego lipca w Biegu na Śnieżkę, okropnie żałowałam, że nie dowiedziałam się wcześniej o tych zawodach by móc się przygotować i wziąć udział. Coś jednak się zmieniło: Pojechałam zniechęcona do biegania przez powtarzające się od jakiegoś czasu porażki, kryzysy, kontuzje. Męczyłam się w nim sama ze sobą, a wróciłam znowu z uśmiechem zakładając treningowe buty i lecąc w nieznane. Nie wiem czy to zasługa przeczytanej na wakacjach "Ukrytej siły" Richa Rolla czy tych górskich treningów. Może to po prostu była idealna motywacyjna kombinacja :)

Po dwukrotnym odłożeniu dłuższej wędrówki, postanowiliśmy wjechać wyciągiem do połowy trasy, a resztę przespacerować. Już w połowie jazdy przydały się przeciwdeszczowe ciepłe kurtki. Na górze, mimo ochrony, przemoczeni już do suchej nitki, wypiliśmy ciepłą herbatę i ruszyliśmy dalej.


Jak przez mgłę. I nie, nie chodzi tu wcale o moją krótkotrwałą pamięć ani nawet o poślizg, z jakim ten wpis powstaje. Mowa tu o najprawdziwszej mgle, gęstej jak mleko, sunącej delikatnie w górskich dolinach, wciskającej się w każdy zakamarek skały, ścieżki, drzewa i ukradkiem kręcącej moje włosy. Na górze nie było widać nic, w mgle znikała osoba idąca kilkanaście metrów przed nami, wyłaniały się z niej tylko kolejne kamienie i kontury drogi po której stąpaliśmy. Biało, biało wszędzie. Zdołowani mało owocną wyprawą, weszliśmy na samą górę, na planszach ze zdjęciami zobaczyliśmy jaki rzeczywiście jest widok w dół i zaczęliśmy schodzić czerwonym szlakiem w kierunku Karpacza. Czerwony szlak jest najbardziej stromą trasą na Śnieżkę i chyba też z najlepszymi widokami. Wraz ze ostrożnym schodzeniem, mgła ustępowała albo przesuwała się lekko, odsłaniając skalne wodospady i drzewa wyglądające jakby zostały właśnie wyjęte z horroru. Hm, to naprawdę warto zobaczyć i to koniecznie przy takiej pogodzie! Koniec długiej wędrówki zwieńczony został słońcem wychodzącym zza chmur i obiadem w pobliskiej restauracji :)

Do Karpacza wrócę kiedyś, żeby wbiec na Śnieżkę! Serce jak zwykle zostawiam w górach.

16 lipca 2014

Szybka i gęsta, pomidorowa zupa z fasolą i cukinią.

16 lipca 2014
Nagle klimat z potraw typowo rozgrzewających zrobił się typowo chłodnikowy i chyba nikomu nawet przez myśl nie przeszło ugotowanie pikantnej fasolowej zupy. Ja się jednak wyłamuję. W górach aktywnie wypoczęłam, ale też cierpiałam z tęsknoty za moją kuchnią i potrawami do granic możliwości wypakowanych warzywami. Toteż po powrocie najpierw rzuciłam się na koktajle, które piję teraz 2 razy dziennie, a następnie na makaron z soczewicą i tą zupę. Zupę, choć równie dobrze można by nazwać ją rzadkim gulaszem. To szybkie i mega sycące danie przygotowuję już od tak dawna, że nie jestem w stanie powiedzieć, w jakiej kombinacji pojawiło się u mnie najpierw. Zawsze są pomidory, zawsze jest fasola, a reszta to kwestia tego, co akurat znajdę w lodówce. Nie raz była tu więc dynia, marchew, wszelkiego rodzaju papryki, kukurydza, a nawet brukselka czy szpinak. Podobnie jeśli chodzi o dzisiaj dodane ziemniaki - nierzadko dodaję tu makaron (wtedy przygotowanie jest jeszcze szybsze), ryż, quinoa albo dowolną kaszę.


Składniki:
. 1/2 średniej cebuli
. 2 ząbki czosnku
. 1 pokrojony ziemniak
. 1 puszka krojonych pomidorów (zamiast tego można użyć kilku świeżych pomidorów pokrojonych w drobną kostkę lub przecieru pomidorowego z butelki)
. 1 duży pomidor
. 1/2 białej papryki
. 1/2 średniej cukinii
. garść kukurydzy
. 1 puszka czerwonej fasoli, odsączonej z zalewy
. sól, pieprz, ostra papryka w proszku, ulubione suszone zioła

Sposób wykonania:
W garnku rozgrzać 1-2 łyżki oliwy, dodać posiekaną cebulę, czosnek i ziemniaki. Mieszać od czasu do czasu by warzywa się nie przypaliły. Po chwili dodać pomidory i pokrojoną w kostkę paprykę. Całość gotować pod przykryciem, aż ziemniaki będą miękkie. Dorzucić cukinię, kukurydzę, przyprawy i gotować jeszcze 3-4 minuty. Na samym końcu całość wymieszać z fasolą i w razie potrzeby jeszcze doprawić.
Z podanych składników wychodzą dwie porcje - dwie 500ml miski takie jak na zdjęciu. Smacznego! :)

14 lipca 2014

Wegańska cukiernia: Bezjajeczne i bezmleczne drożdżówki z truskawkami i wiśniami.

14 lipca 2014
O sukcesie bądź porażce moich wypieków zawsze decyduje prędkość ich znikania z kuchennego blatu. Mam w domu nie lada kulinarnych krytyków, którzy jednocześnie są miłośnikami talerzy pełnych mięsa i tłustych serów. Czasami ciężko sprostać takim wymogom jeśli samemu eksperymentuje się z zieleniną, strączkami oraz toną owoców i orzechów. Tu też, gdy z powodów zdrowotnych musiałam zrezygnować z nabiału, myślałam, że definitywnie zakończył się mój okres dzielenia się z rodziną swoimi wypiekami (oczywiście z jednoczesnym próbowaniem swojego końcowego efektu). Okazało się, że nie taki diabeł straszny, bo wtedy upiekłam TE drożdżówki. Wystarczyła jedna doba by nie zostało po nich ani okruszka. Gdy po fakcie mama dowiedziała się, że są wegańskie, ze zdziwieniem w oczach, stwierdziła, że smakują identycznie jak te babcine, na maśle. No to moje ego urosło do takich rozmiarów, że aż potrzebuje osobnej strony na facebooku ;) Misja spełniona, wszyscy zadowoleni, pieczcie i jedzcie!




Składniki:
. 75g oleju (po wielu próbach robienia tego ciasta stwierdzam, że najlepiej wychodzi, gdy połowa lub 3/4 dodanego do niego oleju to olej kokosowy)
. 250g mleka sojowego lub migdałowego
. 25g świeżych drożdży
. szczypta soli
. łyżeczka ekstraktu z wanilii (dodaję domowy ekstrakt, który przygotowuję zalewając wódką przekrojone na pół laski wanilii i odstawiając na 2-3 miesiące, potrząsając buteleczką co kilka dni, ale spokojnie można dodać kilka kropel sztucznego aromatu lub zupełnie pominąć ten składnik)
. 80g cukru
. 500g mąki pszennej lub orkiszowej

.truskawki i wiśnie (po ok. 2 szklanki), dżem truskawkowy (opcjonalnie) i cukier

Sposób wykonania:
Mąkę przesiać do dużej misy. Dodać pokruszone drożdże, mleko, olej, cukier, sól i wanilię. Dokładnie wyrobić ciasto, po czym przykryć misę ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na pół godziny. Po tym czasie ponownie zarobić ciasto rękami i odstawić na kolejne 30 minut.
Po wyrośnięciu rozwałkować na duży prostokąt. Placek posmarować niewielką ilością dżemu truskawkowego, po czym na całej jego szerokości ułożyć pokrojone truskawki i wydrylowane wiśnie. Nadziane już ciasto zwinąć w ciasny rulon i pokroić w plastry, układając każdy z nich poziomo, na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w temperaturze 180°C przez około 15-20 minut. Po wyjęciu z piekarnika każdą drożdżówkę delikatnie posypać cukrem i ostudzić na kratce (ale jak wiadomo drożdżowe ciasto najlepiej podkradać na ciepło ;)). Smacznego!

13 lipca 2014

Wycieczka z Karpacza do Pragi.

13 lipca 2014

Ostatni tydzień nocowałam w Karpaczu, gdzie leniłam się w górach, wędrowałam po górach i biegałam po górach (kop motywacji takie skalne podbiegi i widoki przy okazji). Tam też jest szeroki wybór wycieczek, a większość z nich kieruje turystów za linię Karkonoszy, do Czech. Cały piątkowy dzień spędziłam więc z rodzicami i bratem w Pradze. Miasto zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie jeśli chodzi o mnogość zabytków, ale przytłoczyło tłokiem i hałasem znacznie większym niż ten spotykany choćby i w Warszawie. Dla mnie, jako typowego samotnika, ale też jako osobę od dziecka mieszkającą na wsi, był to klimat niemal wykańczający. Pewnie zmuszona do przeprowadzki do tak dużego miasta szybko bym przywykła, ale póki nic takiego mi się nie przytrafiło, poprzestanę na moich lasach, łąkach i miedzach wręcz stworzonych do biegania i medytacji w terenie. No i ciszy, ciszy przede wszystkim :D

Jako, że całą podróż spędziliśmy w towarzystwie przewodnika, w tempie błyskawicznym przebiegliśmy przez całe stare miasto: wyżej widok z tarasu przy Zamku Królewskim i Bazylice św. Jerzego. Zdjęcia niżej to już wnętrze bazyliki, park przy budynku senatu (Ogród Wallensteina - z pawiami i sztuczną grotą z imitacją nacieków skalnych. Czesi w przeciwieństwie do Polskich senatorów najwidoczniej nie mają nic do ukrycia i pozwalają chodzić obywatelom pod oknami swojej siedziby, a nawet organizują w tamtejszych ogrodach koncerty z poczęstunkiem dla wszystkich chętnych. Droga do Ogrodu Wallensteina nie jest prosta - pewnie bez przewodnika bym się zgubiła, ale wejście jest zupełnie darmowe. Niewątpliwa perełka wśród tutejszych miejsc wartych odwiedzenia.)


W Pradze nie trudno o miejsca, gdzie najeść do syta może się nie tylko wegetarianin, ale i weganin. W większości uliczek znajdzie się wege knajpa albo sklep z szerokim asortymentem zdrowej ekologicznej żywności. Pod tym względem to moim zdaniem prawdziwy raj, ale też dowód na to, że jeśli Czechy, to nie tylko knedliczki z gulaszem :)



Naszymi ostatnimi przystankami był Rynek Staromiejski i Ratusz z zegarem Orloj, no i Most Karola, na którym jeśli się nie było, to podobno tak jakby się nigdy nie odwiedziło Pragi.

Najedzona, nachodzona ile się dało, z ogromem zdjęć wszelakich, wróciłam do Karpacza, a teraz już do domu :) Jak widać wracam też do starego trybu dodawania relacji, dłuższych tekstów i przepisów obiadowych/deserowych na bloga innego niż Poranne. Po niekrótkim namyśle (oj, wakacje to zdecydowanie czas rewolucji), stwierdziłam, że tak było/jest dużo lepiej, a i Poranne wtedy czysto śniadaniowe i ja więcej gotuję poza śniadaniami. Może w końcu przestanę żywić się rutynowymi już makaronami z sosem pomidorowym i warzywami, a zacznę kombinować coś nowego w kuchni. Rutyna to zupełne zło w temacie jedzenia. Jest więc pierwszy krok rewolucji, teraz będzie tylko trudniej ;) Ale o tym to już nie dziś...
Pietruchy - Veganise Poland © 2014